Menu
9 sierpnia 2012

Ludzie Hussars – Paweł Hamrol

Przedstawiając sylwetki kolejnych postaci związanych z Poznań Hussars należałoby ponownie cofnąć się do samych jego początków, więc wracamy.

 

Przedstawiając sylwetki kolejnych postaci związanych z Poznań Hussars należałoby ponownie cofnąć się do samych jego początków. Był rok 1922, gdy w Grodzisku Wielkopolskim grupa miejscowych kopaczy formowała jeden z pierwszych w naszym kraju klubów piłkarskich. Więcej niż dziewięćdziesięciu dziewięciu na stu rodaków zapytanych o jego nazwę bez zastanowienia wypali, będąc przy tym święcie przekonanym o słuszności swej opinii, że mowa o Groclinie. I tylko jeden spośród setki spojrzy z politowaniem na całą resztę, wiedząc doskonale, że nie o Groclin chodzi, bo to zakład tapicerski, a o Dyskobolię. Jednym z tych nielicznych spośród statystycznej setki będzie pierwszy grodziszczanin w Poznań Hussars – Paweł Hamrol.

Wspomnienie na wstępie o Dyskobolii nie było przypadkowe, jest to bowiem pierwsze skojarzenie wszystkich weteranów z Hussars jakie wiążemy z Pawłem a zarazem klub, któremu kibicuje (chyba) już od zawsze. Złośliwi twierdzą, że kolejnym jest stołeczna Polonia, pomimo że właściwie teraz to już są Ślązacy. Kolejny kojarzony z Pawłem obraz to niezniszczalne zielonkawe Punto, które zjeździło z nami za meczami i obozami całą Polskę i połowę Europy. Autko niby niepozorne, ale gdy tylko przychodziła potrzeba bez problemu mieściło w sobie pięć sztuk Hussars z pełnym ekwipunkiem, i to bez żadnego uszczerbku na komforcie jazdy, niezależnie od pokonywanych odległości. I nie wiemy dzisiaj, czy działo się tak za sprawą emocji, które towarzyszyły naszym pierwszym rozgrywkom czy po prostu dzisiaj tylko nam się tak wydaje.

W klubie Paweł to najczęściej Pablo – według niego samego także p4blo – skąd już bardzo krótka droga do charakterystycznego, husarskiego P4 (słownie: PeCztery). Ale zabawa w skojarzenia zawsze była naszą mocną stroną, także swego czasu dzięki wybuchowej mieszance trunków i emocji na pewnej imprezie firmowej, której Paweł był niewątpliwą gwiazdą oraz procentom lubiącym zmieniać się w promile owe P4 nabrało zupełnie nowego znaczenia.

Ze względu na oczywisty subiektywizm pominiemy kwestie talentu sportowego skupiając się na tych nieco mniej widocznych. Każdy powinien zdawać sobie sprawę z tego, że sport bywa kontuzjogenny i na tle innych dyscyplin lacrosse bynajmniej nie jest wyjątkiem. Można sobie skręcić kostkę, naderwać i zerwać wiązadło czy stłuc mniejszy lub większy mięsień. Można też od czasu do czasu złamać jakiś palec i właśnie w tym temacie ze świecą by szukać większego speca od starszego z naszych Hamroli. Dzięki swej zdolności już dawno powinien zasłużyć na korektę ksywki wśród współpracowników z P4 na L4, ci wybrali jednak inną drogę i na cześć wiecznie usztywnionych chirurgicznie członków ogłosili go Gipsonem (czyt. gipsonem, nie dżipsonem)

Nie było o talentach, będzie za to o zasługach, bo tych pominąć nie wypada. Paweł zawsze gra fair-play. Może nie wszyscy jeszcze o tym wiedzą, ale remisowy rezultat pierwszego pojedynku z kwietnia 2008 r. pomiędzy Hussars i Kosynierami zawdzięczamy właśnie jemu. Przy stanie 4:5 dla nas, na dosłownie kilkanaście sekund przed końcem spotkania Paweł stał się w posiadaniu piłki i niczym rasowy dyplomata przekazał ją do przeciwnika, który niepilnowany z odległości od bramki liczonej w centymetrach ustalił wynik końcowy na jedyny poprawny w tamtych okolicznościach. Dla zachowania pozorów rozegraliśmy jeszcze symboliczne dogrywki, ale w powietrzu czuć było tylko prawdziwego ducha fair-play, dlatego więcej bramek już nie padło. Poza tym Paweł to niezwykle hojny człowiek. Idąc za przykładem cieszącego się ogromną sławą rzecznika naszego rządu drugiej połowy lat 80’, który w swej wspaniałomyślności postanowił posłać w darze bezdomnym nowojorczykom koce i śpiwory, oddał swoją pierwszą meczową koszulkę smutnym Amerykanom, którzy przyjechali na jedne z pierwszych warsztatów lacrosse organizowanych w naszym kraju. Złośliwi twierdzą, że koszulki miały być tylko rekwizytem do strzelenia kilku fotek z trenerami. Oni jednak się nie połapali i zabrali je ze sobą, ale my znamy Pawła nie od dzisiaj i wiemy doskonale, jak było naprawdę.

M

Wróć do aktualności

PATRONI MEDIALNI

PARTNERZY KLUBU